Strona główna | Mapa serwisu | English version

13 Rzeszowska Drużyna Wędrowników

Blizna - 23-24.06.2007
Kronika > Blizna - 23-24.06.2007
Na początku było miejsce spotkania: Kościół Świętej Rodziny i czas: 6 rano. Tam dh Drużynowy (zwany przez nas Szefem) zabrał nas swoim jakże pięknym i wygodnym autem do Bliznej. Blizna okazała się średniozaludnioną wsią, w której naszym miejscem przeznaczenia była Chatka Babci. Szef mówił, że pewna bliżej nieokreślona babcia przekazała ten "dom" (stwierdzenie to jest raczej dużym komplementem w stosunku do owego zabudowania, które tam zastaliśmy) swojemu wnukowi-harcerzowi, a on następnie udostępnił go reszcie harcerzy. W tym miejscu winienem nadniemić, iż obok niej stała też stodoła licznie zamieszkała przez gryzonie, które odzywały się po nastąpnięciu na sterne przeróżnych staroci (przedewszystkim drewnianych). W środku chatka okazała się jednak całkiem przytulna i kiedy tylko dh Drużynowy nas opuścił, zostawiwszy plecaki, wraz z Krudim (dh Michał Krudysz) ruszyliśmy na poszukiwanie odpowiedniego miejsca na szałas (jeśliby któs myślal, iż tacy harcerze jak my zadowolą się ciepłym domkiem wraz z miejscem na nocleg to jest w dużym błędzie - my zdecydowanie wolimy patrzeć jak deszcz zalewa nam dopiero co rozpalone ognisko). Po długich poszukiwaniach dotarliśmy do oddalonego o około 1,5 km lasku, w którym to zdecydowaliśmy się zanocować. Wróciliśmy po bagaże do Babci (taki bowiem przyjęliśmy obozowy kryptonim owej chatki). Teraz zaczęła się ciężka (jak się później okazało lekko daremna) praca. Szakira (tj. siekiera pod odpowiednio zakonspirowaną nazwą) pracowała w pocie czoła. Kilka godzin i stał tymczasowy szałas. Wysoko zadaszony na czas dnia. Kuchnia polowa... a właściwie to duży dół z rożnem, które znalazłem obok Babci był już zrobiony. Po powrocie Szefa zjedliśmy obiad, tj. zupki chińskie oraz w moim przypadku chlebuś z pasztetem i dżemem na deser. Oczywiście ów dół został zakopany i odpowiednio zamaskowany, ponieważ prawdziwą kuchnię wykonaliśmy za projektem Szefa. Ta działała znakomicie. Po dlugiej dyskusji na temat mojego zystemu wartości (robiłem zadanie na sprawność) przyszedł czas na zmiane szałasu. W tym celu zadaszenie z wykonane z przywiązanych do drzewa kłód sosnowych opuściliśmy tak nisko do ziemi, aby nakryte pałatkami stanowiły wystarczającą przeszkodę dla deszczu. Następnie była kolacja oraz nocleg. Kiedy Szef i Krudi już zasnęli ja jeszcze nie spałem. Była piękna noc. Koło godziny 1 a może 2 usłyszałem tupot zbliżającego się biegiem zwierzęcia. Moja ręka zaczęła się powoli posuwać w stronę noża, wręcz odruchowo, kiedy ów zwierz zatrzymał się jakieś 50 m od naszego obozu. Dopiero po głośnym ryku poznałem, że to dzik. Zaryczał może 3 razy i oddalił się. Owo ryczenie słyszałem tylko ja i Szef z tym, że On tylko przez sen i nie wiele z tego pamiętał (ale ja pamiętam, że poruszył się wtedy w śpiworze). Tak oto zleciała nam noc. Skoro świt zwinęliśmy się, zamaskowaliśmy teren i powróciliśmy do Babci, gdzie czekał już Szefa samochów, który bezpiecznie odwiózł nas do domu, po drodze zachaczając jeszcze o pobliski bunkier.

                                                
                                                                                                      dh Michał Warzocha


Portal Zastępowych